Joanna Rudna – reprezentantka Polski i zawodniczka klubu ABRM Warszawa opowiada o powrocie na kort po ciężkiej kontuzji, którą odniosła w meczu finałowym Indywidualnych Mistrzostw Polski Elity w 2020 roku.

Marcin Maksymiuk: Miałeś dwuletnią przerwę w grze w badmintona. Czym to było spowodowane?

Joanna Rudna: Tak, niestety miałam około dwa lata przerwy od badmintona. Wszystko przez kontuzję, którą odniosłam w 2020 roku podczas finału Indywidualnych Mistrzostw Polski Elity.

Widziałem ten mecz. Naprawdę dobrze Ci szło.

Wszystko było na dobrej drodze do tego, aby zdobyć tytuł mistrzyni Polski w grze pojedynczej. Wygrałam pierwszego seta do siedmiu, a w drugim prowadziłam z Wiktorią pięć do dwóch i nagle stało się to, czego zupełnie się nie spodziewałam. Noga w kolanie złożyła się do środa…

To był bardzo przykry i wręcz wstrząsający widok. Co dokładnie stało się z Twoim kolanem?

Doznałam bardzo poważnej kontuzji stawu kolanowego. W zasadzie to uszkodziłam trzy więzadła – dwa krzyżowe i jedno poboczne, a także łąkotkę i kłykieć kości udowej. Taka kompleksowa kontuzja. Najgorsze było to, że usłyszałam trzask. Jeszcze nie wiedziałam dokładnie, co się stało, ale wiedziałam, że to coś poważnego. Noga mi spuchła, nie mogłam się ruszyć. Po pewnym czasie zaczęłam odczuwać ogromny ból, pojawiający się przy każdej najmniejszej próbie ruchu.

Mogę się tylko domyślać, co czuje i myśli sportowiec w takim momencie.

Szczerze? To był tak ogromny wyrzut adrenaliny, że nie wiedziałam, co się dzieje. Byłam w totalnym szoku. Nie doświadczyłam czegoś takiego wcześniej. Do tego czasu większe kontuzje mnie omijały. Miałam czasem jakieś zapalenia z przeciążeń, ale to wszystko.

Jak się czułaś tego feralnego dnia? Czułaś, że coś jest nie tak z tym kolanem, że coś może się wydarzyć złego?

Fizycznie czułam się super na tym turnieju, ale byłam zestresowana. Jakbym nie mogłam głowy uspokoić. Dopiero na półfinał i finał udało mi się doprowadzić do takiego stanu, że jak już wychodziłam na kort, to byłam skupiona. Czułam też, że mój organizm daje radę, że mogę biegać. Półfinał poszedł zdecydowanie po mojej myśli, a w finale czułam się jeszcze lepiej – jakbym latała po boisku. Tak więc tym bardziej to, co się wydarzyło, było dla mnie wielkim zaskoczeniem.

 

Odtwarzałaś nagranie z tego finału?

Raz, może dwa razy odtworzyłam sobie to nagranie, ale za każdym razem jak do tego wracałam, to czułam się roztrzęsiona, więc w jakimś stopniu ta trauma wtedy wracała. Teraz staram się po prostu o tym nie myśleć. Było – minęło. Skupiam się na tym, co jest dzisiaj i na przyszłości.

Jak wyglądała rekonwalescencja i proces rehabilitacji?

Od razu po kontuzji wzięłam się do pracy. Cały czas ćwiczyłam. Nie miałam żadnej przerwy. Potwornie bolało. Na początku, jeszcze przed operacją, musiałam doprowadzić nogę do takiego stanu, żeby się zginała i nie była opuchnięta. Lekarz mi to tłumaczył w ten sposób, że później po operacji łatwiej będzie się rehabilitować i wracać na kort. Noga jakoś niespecjalnie współpracowała. Zgięcie do kąta 90 stopni uzyskałam dopiero po około trzech miesiącach ciężkiej i bardzo bolesnej pracy. W międzyczasie utworzyły mi się zrosty. Nie dało się ich zwalczyć rehabilitacją, więc ostatecznie musiałam poddać się operacji na ich usunięcie.

Nie dało się naprawić kolana jedną operacją?

Niestety nie. Po operacji usunięcia zrostów znów musiałam rehabilitować nogę, przygotowując ją do właściwej operacji. I tak w marcu 2021 roku przeszłam rekonstrukcję więzadeł krzyżowych. Po tej operacji czekała mnie kolejna rehabilitacja, a następnie już praca na siłowni pod okiem trenera przygotowania motorycznego. Czekał mnie cały długi proces odbudowywania mięśni, które zanikły, walki z blokadami w kolanie, wzmacniania tego stawu i generalnie przygotowywania tej kończyny oraz swojej formy już stricte pod pracę na korcie.

Kiedy pierwszy raz po operacji pojawiłaś się na korcie?

Powoli zaczęłam wchodzić na kort jakoś we wrześniu 2021 roku. Zaczynałam od pojedynczych, małych kroczków. Trochę trwało zanim przeszłam do bardziej zaawansowanych ćwiczeń. Tak naprawdę najlepiej to ruszyło po rozpoczęciu pracy z trenerem przygotowania motorycznego Mateuszem Spalikiem. Jego treningi pozwoliły mi rozbudować moje mięśnie i wzmocnić stawy na tyle, iż mogłam wykonywać coraz to bardziej skomplikowane ćwiczenia i czuć się coraz pewniej na boisku.

Ten okres był dla Ciebie pewnie bardzo trudny.

Tak, nie było lekko. Musiałam uczyć się wielu rzeczy od nowa, włącznie z chodzeniem. Na początku pracy na korcie czułam się jakbym była wręcz połamana. Było to trudnym i dziwnym doświadczeniem. Dodatkowo, przez cały ten okres powrotu, zmagałam się też z różnymi kwestiami, na które, mimo najszczerszych chęci, nie raz nie miałam większego wpływu, np. częste przeziębienia wytrącające z procesu treningowego, stagnacja w postępach, czy wręcz, w pewnym momencie, poczucie pozostawienia samej sobie i jednocześnie presja otoczenia.

 

Bałaś się powrotu na kort?

Był strach. Najgorsze oczywiście było to miejsce na korcie, ten róg, w którym doznałam kontuzji. Tam musiałam najwięcej przepracować. Odczuwałam ból i dyskomfort, więc nie przyszło mi to łatwo. Przechodziłam powoli krok po kroku przez kolejne etapy, aż do tego momentu, w którym mogłam już normalnie płynnie poruszać się po korcie. Robiłam swoje i ciężko pracowałam. Nie poddałam się i doszłam do takiej formy, że jestem w stanie rywalizować z najlepszymi zawodniczkami na najwyższym poziomie. Powoli, powoli się rozkręcam.

Kontuzja wpłynęła sposób treningu? Teraz trenujesz inaczej?

Generalnie przed moją kontuzją sztab trenerski był inny. Każdy trener ma trochę inne podejście do procesu treningowego, więc siłą rzeczy, obecne treningi różnią się od tych wcześniejszych. To, jak i moja zwiększona po kontuzji samoświadomość, sprawiły, że mocno skupiam się teraz na przygotowaniu motorycznym. Wiadomo kort kortem, ale jednak to przygotowanie motoryczne jest mega ważne. Jak jest ta „baza” to potem na korcie można robić wszystko bez większych obaw i dużo łatwiej. Obserwuję też cały czas swój organizm, patrzę co się z nim dzieje, jak reaguje na treningi i obciążenia. Ta kontuzja wiele mi zabrała, ale też wiele nauczyła. Więc tak, teraz trenuję inaczej niż przed kontuzją.

A co z techniką? Ucierpiała?

Początkowo wydawało mi się, że technicznie zostałam na tym samym poziomie. W miarę treningów odczułam jednak, że muszę nad niektórymi rzeczami trochę popracować. Tak więc, poza wspomnianą wcześniej „bazą”, staram się równie mocno skupiać też teraz na dopracowaniu tych szczegółów technicznych.

Co chcesz osiągnąć w nadchodzącym sezonie?

Brakuje mi jednego koloru medalu z Mistrzostw Polski Elity. Na zawodach, na których się skontuzjowałam, byłam najbliżej, aby go zdobyć. Chciałabym więc sięgnąć po ten złoty medal w singlu kobiet, niemniej nie nakładam też na siebie presji, bo ta nigdy dobrze nie służy. Poza tym, mam w planach starty na arenie międzynarodowej, gdzie chciałabym pokazać się z jak najlepszej strony i podnieść dzięki temu swój ranking. Można powiedzieć, że zaczynam od nowa. Ostatnio zagrałam turniej na Litwie i zobaczyłam, że jestem w stanie z tymi dziewczynami już rywalizować i co najważniejsze wygrywać.

Rywalki mocno poszły do przodu podczas twojej nieobecności?

Myślę, że przed kontuzją dziewczyny miały troszkę do mnie. Natomiast teraz czuję, że ten poziom jest bardziej wyrównany. Nie odczuwam, żebym odstawała, niemniej wcześniej na pewno łatwiej było mi wygrywać. Przede wszystkim, przez ostatnie ponad dwa lata to ja walczyłam, żeby w ogóle móc stanąć z powrotem do jakiejkolwiek rywalizacji na korcie. Dopiero niedawno wyszłam na prostą i mogę myśleć o dalszym rozwoju. Chociaż też w pewnych aspektach czuję się już o wiele mocniejsza niż przed kontuzją. Ten czas dał niewątpliwie duże pole do popisu moim koleżankom. Wiele wypracowały, co zresztą widać po wysokiej konkurencji na tegorocznych IMP.

 

Masz już doświadczenie wychodzenia z kontuzji. Chciałabyś coś przekazać tym którzy teraz borykają się z kontuzją?

Przede wszystkim warto być wytrwałym. Na pewno będzie dużo ciężkich chwil. Też miałam wiele takich momentów, w których byłam totalnie załamana przez to, że nie szło, czy że było pod górkę. Należy pamiętać jednak jaki ma się cel i nie tracić go z widnokręgu. Ważne jest także to, aby nie tracić nadziei. Ona jest wspaniałym „napędzaczem”. I pracować – step by step, bo to samo się nie zrobi. Ale z dużą uwagą i wyrozumiałością dla swojego organizmu. Przy pomocy odpowiednich fachowców. Poza tym zależy też, co chce się osiągnąć. Ja miałam na celu powrót do rywalizacji na poziomie kadry narodowej, międzynarodowym, co naturalnie wymaga znaczniejszych nakładów pracy i jest trudniejsze niż powrót do zwykłego, codziennego funkcjonowania. Suma summarum, najważniejsze to się nie poddawać. Jak na meczu – walka do końca, do ostatniej lotki.

Na kogo mogłaś liczyć i kto Ci pomógł wrócić na kort?

Miałam takie szczęście w tym całym nieszczęściu, że od początku trafiłam na bardzo życzliwe i pomocne mi osoby. Było ich naprawdę wiele. Niezwykle doceniam to wsparcie! Przede wszystkim zostałam kompleksowo zaopiekowana medycznie, głównie przez ortopedę Krzesimira Sieczycha i fizjoterapeutę Pawła Sarneckiego, którzy prowadzili cały proces mojego leczenia. Jak zakończyłam rehabilitację, przez pewien czas przygotowywałam się motorycznie pod okiem Pawła Krótkiego. Następnie, już z powrotem w kadrze, przeszłam pod opiekę trenera Mateusza Spalika, o którym wcześniej wspominałam. Jestem ogromnie zadowolona z tej współpracy, gdyż po czasie obserwuję naprawdę super efekt. Na korcie wiele pomógł mi trener Jarek Suwała. Generalnie całe uczenie się kortu od nowa przechodziłam właśnie pod jego skrzydłami. Następnie, będąc już w stanie trenować z kadrą elity, przeszłam stricte pod oko trenerów kadrowych od singla. W całym tym procesie nie sposób nie wspomnieć o Polskim Związku Badmintona, moim klubie ABRM Warszawa oraz Centralnym Wojskowym Zespole Sportowym, od których także otrzymałam wsparcie. Nie wszystkich wymieniłam z imienia i nazwiska, bo jak wspomniałam – tych osób było naprawdę wiele. Ale one wiedzą… I z całego serducha wszystkim im dziękuję.

Mentalnie i psychologicznie kto Cię wspierał?

Pracowałam z psycholog Anną Penkin, która pomogła mi poukładać w głowie pewne rzeczy. Poza tym miałam też wsparcie najbliższych – mojego męża, mamy i reszty rodziny. Przyjaciele i znajomi też się interesowali – pisali i dzwonili. Wiele słów otuchy otrzymałam od ludzi ze środowiska badmintonowego. To bardzo budujące. Wiara innych osób w to, że w końcu wrócę była sporym motywatorem. W kadrze w podobnej sytuacji znajdowała się też Anastazja Khomich. Cały ten proces związany z treningiem motorycznym i nauką od nowa gry na korcie przechodziłyśmy więc razem. Z racji dość podobnej kontuzji, dobrze wzajemnie się rozumiałyśmy. Iść przez takie coś wspólnie było o wiele łatwiejszym niż w pojedynkę, także doceniam bardzo tę możliwość.

Czego Ci życzyć na nadchodzący sezon?

Ciężko trenuję, więc przede wszystkim zdrowia i jeszcze raz zdrowia. Poza tym oczywiście spełnienia moich celów na nadchodzący sezon.

I właśnie tego Ci życzę. Jak najmniej problemów ze zdrowiem i jak najwięcej wygranych meczów. Dziękuję za rozmowę.

rozmawiał Marcin Maksymiuk

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj